wtorek, 11 stycznia 2011

06. The feeling

Siedząc dziś na angielskim, wyjątkowo nudnym jak zawsze, tchnęło mnie. „Co ja tu kurwa robię?”. Stało się. O ile do tej pory miałam wątpliwości czy zostać w Polsce i studiować czy lecieć do USA na rok, o tyle teraz już WIEM. LECIEC! Spełniać marzenia, przeżywać przygody, nabrać charakteru itd. Teraz wiem, że potrzebuje takiego doświadczenia, gdzie będę rzucona na głęboką wodę, sama bez nikogo znajomego, z dala od domu i przyjaciół, zdana tylko na siebie i na swoje umiejętności. Teraz już wiem, że to nie tylko chęć wyjazdu, ale też wewnętrzna potrzeba. Mam przeczucie, że ten rok mnie zmieni, że stanę się pewniejsza siebie, że nauczę się polegać na swoich umiejętnościach i będę mogła powiedzieć, cokolwiek się stanie, że dam sobie radę. Po prostu tego potrzebuję.

Nie oleje jednak studiów, o nie! Wiem jak można ten rok wykorzystać na moją korzyść. Po sesji letniej, która miejmy nadzieję zaliczę bez problemów, kiedy będę już miała rodzinkę i wizę w ręku, Pojdę do Pani Dziekan prosić o dziekankę. Gdy już uzyskam zgodę na przerwę w nauce pojadę do USA spełniając moje marzenia, ale nie tylko. Zdam jakiś egzamin, daj Boże FCE albo TOEFL. A gdy wrócę do ojczyzny będę studentką II roku ekonomii i I roku International Business.

Tak. Dokłanie tak będzie:)